Uchylam rąbka tajemnicy i zapraszam do zapoznania się z fragmentami
III części Baśni pod tytułem "Dolina Stokrotek", mam nadzieję, że się spodobają. Miłej lektury :-)
- Aaa! Pomocy! Ratunku! Zostaw mnie. Poszedł sobie zwierzu! – wrzeszczało to coś, co tkwiło pomiędzy gałęziami.
Amelka podeszła bliżej. Pies szczekał. Ten, co pomocy wzywał, darł się na całe gardło. Krążące nad drzewem gawrony poddziobywały uwięzionego.
Pomiędzy gałęziami głogu, wplątała się parasolka, wielka, czarnego koloru. Miejscami na materiale przebijały cieplejsze barwy. Parasolka wrzeszczała i wzywała pomocy. Właściwie był to parasol, bo glos miał męski. Parasol ruszał się, aż drżał głóg. Pewnie usiłował odgonić ptaki, które go napadły. Dziobaki nie przejawiały agresji dawniej. Tym razem wyglądało na to, że chcą coś zadziobać. Tulka podskakiwała, klapała zębami i usiłowała dosięgnąć znalezisko. Amelka starała się stłumić zamieszanie.
- Tulka, zostaw parasol! – wołała. – Dziobaki, dam wam coś lepszego do zjedzenia.
Dziewczynka wyjęła kromkę chleba. Niosła ją specjalnie dla gawronów, gdyby pokazały się w pobliżu chatki Kiwaczka. Rozkruszyła pajdę i rozsypała nieopodal krzewu. Na szczęście ptaki okazały się żarłoczne. Chociaż niechętnie, porzuciły parasol i poleciały pożywić się pieczywem. Dziewczynka podeszła bliżej. Dostrzegła parasol, był przekrzywiony i wplątany pomiędzy gałęzie. Wyglądał na uszkodzony, chyba połamany, może powyginany.
- Pomocy! Jest tam ktoś? – głos dobiegał z drzewka.
- Jestem tutaj! – zawołała Amelka.
- Gdzie jesteś? Nie widzę ciebie – odkrzyknął parasol.
- Zobacz Tula – zwróciła się do suczki. – To musi być czarodziejski parasol. Nasza parasolka stoi w kącie i nic nie mówi. Ten, tam…
- Hej! Pokaż się! – darł się uwięziony.
Amelka odeszła od krzewu. Dostrzegła, ze parasol wierci się i szamocze.
- Jestem na dole – zawołała i dostrzegła, że parasol głowę posiada.
- O! Widzę cię – zawołał parasol. – Chłopcze, pomożesz mi? Uwolnisz mnie?
- Chłopcze? – wyszeptała Amelka. – Może i lepiej, że bierze mnie za chłopca. Niech tak zostanie.
- Wrr, wrr – pies nastroszył sierść na grzbiecie.
- Jesteś parasolem czarodzieja? – zapytała Amelka.
- Chłopcze, co to za pytanie dziwne? – odpowiedział pytaniem na pytanie.
Amelka obeszła krzew. Dostrzegła coś, co przypominało kaptur, nasadzony na czubku dziwnego znaleziska.
- Pytam, czy jesteś…
- Słyszałem, o co pytałeś – mruczał dziwny uwięziony. – Jestem swoją osobistą, własną osobą – nie bardzo wiedział jak udzielić odpowiedzi na jej pytanie.
- Acha – niewiele zrozumiała.
Nie znam go – myślała. – Kim on jest? Czym on jest? Czy parasol czarodzieja, może być niebezpieczny? Jakie ma zamiary?
- Jeżeli pomogę ci, to nie zrobisz mi krzywdy?
Nastąpiła cisza. Widocznie parasol zastanawiał się nad tym, jak się zachowa.
- Nie skrzywdzę cię chłopcze – odezwał się. – Uprzedzam, że nie mam złota – zabrzmiała dziwaczna odpowiedź.
- Złota? – powtórzyła, bo niezrozumiała, co tamten ma na myśli.
- Nawet srebrników na zapłatę, nie mam – mruczał.
- Pomogę tobie, jeśli obiecasz mi, że krzywdy nie zrobisz mi i mojemu psu – dodała. – Daj słowo.
- Pomóż. Nic złego nie spotka was z mej strony. Obiecuję i daję słowo – zapewnił.
Amelka zdjęła plecak. Wyjęła sznurek, nożyk. Zmieniła rękawiczki, na takie do prac w ogrodzie. Rękawice były uszyte z grubego materiału i chroniły przed kolczastymi roślinami.
- Tulka, poszukaj kijka. Duży kij przynieś – poleciła pieskowi.
Trochę znudziło psa czekanie, z którego nic nie wynikało. Suczka odbiegła, szczekając radośnie, zadowolona że ma zajęcie. Amelka rozgarnęła gałęzie. Dotknęła materiał znaleziska, okazał się mocny o gęstym splocie. Nie był taki cieniutki, jakim powlekało się parasole. Kolce wczepiły się, trudno było wyłuskać je z sukna. Przez chwilę wydawało się Amelce, że widziała już podobny materiał. Nie mogła skupić się i przypomnieć sobie gdzie, bo parasol wiercił się i mruczał.
- Nie kręć się – zawołała. – Zaczepiasz się o kolejne kolce. Nigdy ciebie nie wyplączę.
- Dobrze. Jak tam? Dasz radę? – niecierpliwił się uwięziony.
- Musisz poczekać. Staram się, ale to wymaga czasu – zawołała Amelka. – Kłujki wczepiły się w wielu miejscach.
- Dobrze. Poczekam. Aj!
- Gawrony powróciły i atakują cię? – domyśliła się.
- Nie, to nie to. Kujnąłem się w nos – odparł.
Amelka cierpliwie wyjmowała kolce i uwalniała materiał. Tulka przynosiła kije.
- Odsunę gałęzie i przywiążę je do kija – zawołała.
- Chłopcze, po co to robisz? – zdziwił się parasol.
- Tak trzeba, żeby kolce nie złapały materiału ponownie. Inaczej będę musiał wyjmować je znowu – wytłumaczyła i specjalnie wyrażała się jak chłopiec.
- Mądry jesteś chłopcze – pochwalił.
Dziewczynka wbijała kij w ziemię. Zgarniała gałęzie i sznurkiem przywiązywała do kija. Nie zawsze udało się okiełznać niesforne gałązki, które wyślizgiwały się i ponownie wczepiały w materiał. Praca była mozolna. Kiedy udało się uwolnić parasolkę, dziewczynka odeszła i spoglądała. Widok był osobliwy. Krzak głogu został poskromiony. Sterczące kije z gałęziami przywiązanymi sznurkami, zadowoliły Amelkę. Głóg nadal trzymał w swoich objęciach parasol.
- Dlaczego nie spadłeś? Co ciebie trzyma? – zawołała.
- Trzymam się łapami, ale resztkami sił – przyznał.
Jestem niemądra – pomyślała. – Przecież jak spadnie, to poturbuje się. Gapa ze mnie.
Podeszła do plecaka. Przekładała sznurki, obejrzała, wybrała najgrubszy.
- Hej, rzucę ci sznurek. Przewieś przez gałąź, ja złapię koniec, a później zsuniesz się. Dobrze? – poddała pomysł.
- Sznurek nie jest mi potrzebny – chciał coś dodać, ale nie zdążył.
- Łap! – podrzuciła sznur i udało się trafić tam, gdzie chciała.
- Mam. Trzymam, ale to zbędne. Peleryna pozwoli mi na łagodne lądowanie – zapewnił.
- Zaczekaj chwilę. Sprawdzę, czy odczepiłam wszystkie kolce – obeszła krzew ponownie.
Amelka odeszła na bezpieczną odległość, żeby na głowę jej nie spadł. Złapała Tulkę za obrożę.
- Możesz skakać. Chociaż może lepiej zjedź po sznurku – doradziła.
Czekały. Przez chwilę nic się nie działo.
Dziwaczny ten parasol – pomyślała Amelka. – Jakim cudem mówi? Pewnie dlatego, że jest zaczarowany. W pobliżu poruszyły się krzaki, ale nie zwrócili na to uwagi.
- No, to siup! – zawołał.
Początkowo wszystko szło zgodnie z planem. Parasol kołysał się, opadał spokojnie. Przechylił się niebezpiecznie na jedną stronę, po czym nastąpiło głośne łu, bu, du!
- Aj! Oj! – wrzasnął.
- Żyjesz? – dziewczynka podbiegła do niego.
Parasol okazał się koślawy. Pewnie połamały się druty. Na gałęzi dyndał sznurek, z którego nie skorzystał poszkodowany. Amelka, gdy już prawie okrążyła płachtę, dosłyszała głos dolatujący z góry.
- Chłopcze, wielce cim wdzięczny, za uwolnienie – mówił po swojemu.
Amelka spojrzała w górę i zamarła.
- O! E… - wydukała.
Zanim zdołała zebrać myśli, dosłyszała, że zgrzytnęło coś, chrupnęło. Uwięziony wyswobodził się ze swojego osobliwego odzienia. Jak się okazało, wielki parasol był przyodziewkiem, czy czymś w tym rodzaju. Niewielki osobnik stanął przed dziewczynką. Amelka nie wierzyła własnym oczom, rozpoznała skrzata z opowiadań Grusznika.
- Hau! – Tulka podeszła do niego. Pies warknął i wyszczerzył zęby.
- O! – przybysz przeraził się. – Mały piesku, jakie ty masz wielkie kły, niczym wilk – nastroszył brwi, bardzo krzaczaste. – Tobie zwierzu kudłaty jestem równie wdzięczny za wyswobodzenie. Nie ugryź mnie – odezwał się prosząco.
- Niemożliwe, to jesteś ty? – Amelka odzyskała mowę.
- Ja? – spytał. – Tak, jam ci ja – odpowiedział, zamiast przedstawić się jak należy.
- Skrzat Kulfonos? – chciała upewnić się.
- Znasz mnie? – był zdziwiony.
- Skrzaty opowiadały mi o tobie – przyznała, ale nie zdradziła które skrzaty ma na myśli.
- Kulfonos we własnej osobie – wypiął pierś. – Jam skrzat Kulfonos karłowaty z rodu parasolowatych – wyprężył się.
© Copyright
Kroniki Skrzatów ®