Uchylam rąbka tajemnicy i zapraszam do zapoznania się z fragmentami I i II części Baśni, mam nadzieję,że się spodobają. Miłej lektury 😀 ♕
...Grusznik zastanawiał się czym zająć Amelkę. Tulka zwinięta w kłębek spała przy piecu i ani myślała opuszczać miękkie legowisko. Pochrapywała cichutko. Babcia robiła porządki w swojej szafie. Zatem Amelka miała za towarzystwo skrzata i śpiącą psinę.
- Przyznam się panience w sekrecie, że w czasach wczesnoszkolnych miałem kłopot, aby nauczyć się wierszyka na pamięć. Miał nadzieję, ze dziewczynka podchwyci temat. Zawsze była ciekawa opowieści dotyczących skrzatów i ich obyczajów.
- Wujek miał z czymś problem? – była zdziwiona. – Wydaje się to niemożliwe.
- Każdy był niegdyś mały panienko. Wszystkiego trzeba się nauczyć, a nie każde zadanie przychodzi łatwo wykonać. Nawet skrzaty niekiedy miewają z czymś problem.
- Rozumiem. Może ten wierszyk był trudny?
- Możliwe. Przynajmniej dla mnie w tamtych czasach.
- Nauczył się go wujek w końcu, czy nie?
- Sporo czasu mi to zajęło, zanim zaliczyłem zadanie domowe – przyznał. – Już myślałem, że uwagę do dzienniczka dostanę, albo będę siedział w oślej ławce przez następnych kilkaset godzin. Dopiero by mnie mama za uszy wytargała… - urwał.
Od razu wykorzystała to dziewczynka i zadała pytanie.
- Uwagę do dzienniczka? Do jakiego dzienniczka?
- W szkole każdy skrzat posiadał dzienniczek ucznia. W nim było miejsce na wpisywanie ocen z poszczególnych przedmiotów. Zaliczeń prac domowych. Gimnastycznych umiejętności – wymieniał. – Były też specjalne kartki na których wpisywano uwagi za niesforność.
- O?! – Amelka dostała wypieków z emocji.
- Tak, te kartki u niektórych uczniów szybko pokrywały się zapiskami nauczycieli.
- Wujek to pewnie miał na nich dużo wolnego miejsca. Oczywiście na tych kartkach do wpisywania uwag – uściśliła.
- Po czym tak sądzisz Amelko?
- Po tym sądzę, że wujek ma nienaganne maniery i jest dżentelmenem.
- Ach, dziękuję za to, że tak mnie postrzegasz, to miłe – uradował się. – Jeżeli nie zdradzisz mojej tajemnicy, to wyjawię ci mój kolejny sekret panienko?
- Pewnie, że nie zdradzę nikomu. Słowo dziewczynki – zniecierpliwiona wierciła się na krzesełku.
Od razu wstała i podeszła blisko do Grusznika. Oparła się o stolik, na którym stały formy do świec i wyczekiwała zniecierpliwiona na skrzacie rewelacje.
- Ech panienko, zachowania i manier uczy się latami. Na moich kartkach do uwag, brakowało wolnego miejsca… - zastanowił się moment. – Gdzieś tak po dwóch miesiącach nauki.
- O?! – nie mogła wydukać nic innego.
- O tak panienko. To jeszcze nie było najgorsze – zniżył głos i rozejrzał się po chatce, jakby sprawdzał czy nie nadchodzi babcia. Po czym mówił szeptem.
- Po takim zapełnieniu kartek ze skargami, należało przyjść do szkoły z jednym z rodziców. Wówczas nauczyciel wyłuskiwał mu, dokładnie wszystkie przewinienia, niedopatrzenia, niesforności i krnąbrności potomka. Tym razem padło na moją mamę, która po wysłuchaniu skarg, nie była zadowolona. Oj nie była.
- Nie wątpię. Tylko jakie wujek mógł mieć przewinienia?
- Przeróżne panienko. Czasem rozmawiałem z kolegą podczas lekcji, zamiast słuchać tego co mówi nauczyciel. Innym razem ciągnąłem dziewczynki za warkocze, ale tylko te dziewczęta, które mi się podobały. Chociaż czyniłem to z czystej sympatii do dziewczęcia, przez bakałarza było to odebrane opatrznie. Niekiedy nie odrobiłem zadania domowego a to wynikało z mego prawdziwego lenistwa. Biegałem po szkolnych korytarzach, co było zabronione, ponieważ panowała surowa dyscyplina. Zdarzało się, że na nudnej lekcji graliśmy w gry i zostaliśmy na tym przyłapani. Raz pamiętam, że miałem za zadanie narysować proste linie bez pomocy linijki, a te uparcie wychodziły koślawe. Nauczyciel uznał, że robię to złośliwie. Uwaga w dzienniczku była obszerna. Na innej lekcji ciszy, nudnej, długiej i marudnej wyjąłem procę i brzęk – wykonał odpowiedni gest z przymrużeniem powieki – prosto w nos kolegi Kufonosa siedzącego z przodu. Akurat zaglądał przez okno. Jego profil nadawał się do trafienia idealnie, gdyż jest on właścicielem największego nochala pośród skrzatów. Strzeliłem kulką zrobioną z papieru. Postarałem się ażeby kulka była dokładnie ugnieciona i twarda. Celny, oj celny był tamten strzał, he, he – uradował się jak dziecko i zatarł dłonie. – Pewnie nie byłoby draki, ale poszkodowany narobił takiego hałasu, że wszyscy wokół poderwali się na równe nogi. Kumpel złapał się za nos, podskakiwał i piszczał, aż uszy zatykało. Zamieszanie się zrobiło, że hej! Oczywiście nikt nie chciał się przyznać do tego wyczynu. Może i mnie by się upiekło, ale nauczyciel nakazał wyciągnąć wszystko z kieszeni i ułożyć przed sobą, na ławce. Ja oczywiście wcisnąłem procę głębiej w kieszeń, stanąłem grzecznie i udaję, że to nie ja, że nie mam nic wspólnego z zaistniałym incydentem. Jak na złość portki miałem przylegające do sylwetki. Procę zauważono i reprymenda gotowa – zakończył gładząc wąsy, które nastroszyły się z emocji.
- Niemożliwe. No nie, ale, że tak wujek… z tą procą? – do wypieków na twarzy doszły powiększone oczy, które przyozdobiły buźkę.
- Tak. Wujek we własnej osobie – skrzat wypiął pierś, był wyraźnie z siebie zadowolony.
- Niewiarygodne. I co, co było dalej wujku?
- Uwaga do dzienniczka została wpisana, długa, zawiła i ze wszystkimi szczegółami dotyczącymi przebiegu mych poczynań. Ocena z dyscypliny obniżona. Mama wezwana do szkoły – wyliczał.
- Oj! Niedobrze – westchnęła dziewczynka.
- Niedobrze i to bardzo źle. Mama przyszła do szkoły. Słuchając o tych rewelacyjnych wyczynach syna swego jedynego, nie wiedziała gdzie oczy podziać, tak jej było za mnie wstyd.
- Nie wątpię. A kara? Jaką wujek dostał? Pewnie lanie gotowe…
- Ech tam lanie, to by była bajka. Karę zaproponowano mi alternatywną, czyli do wyboru – wyjaśnił.
- Alternatywną – wymówiła wolno i dokładnie. – To były dwie propozycje kary?
- Tak panienko. Bardzo mądrze zrozumiałaś – pochwalił. – Do dzisiaj obie pamiętam. Musiałem wybrać pomiędzy: nauką wierszyka na pamięć, lub siedzeniem z kolegą Kulfonosem w jednej ławce przez trzysta czterdzieści cztery dni.
- Jakem Amelka – mówiła podekscytowana. – To lepiej było wybrać drugą karę. Chociaż, czy karą może być siedzenie z kolegą w jednej ławce? To przyjemność. Chyba? Zwątpiła bo w tym czasie Grusznik kręcił głową przecząco.
- Przyjemność by była, gdyby kolega był miły, a nie był – wyjaśniał. – Kulfonos był złośliwy, opryskliwy, zawsze spisywał zadania domowe od kolegów, bo samemu nie chciało mu się myśleć. Prawie codziennie zwędzał kanapki temu, z kim akurat siedział w ławce. Do tego chciał uchodzić za najmądrzejszego, chociaż rozumu nie miał za grosz. Uważał, że jest najpiękniejszym skrzatem, a paskudny był jak gargulec. O! Taki brzydal z niego był.
- Ech… to muszę zmienić zdanie – mówiła poważnie Amelka i z wielkim przejęciem. – To już lepiej ten wierszyk było przyjąć, jako karę. Przyznaję – dodała bardzo podekscytowana.
- Otóż to. Też tak uważam. Nie wspominając o tym, że kolegę Kulfonosa musiałem przeprosić. Nawiasem mówiąc niezbyt lubianego nie tylko przeze mnie, ale i przez całą klasę.
- O?! To kara w końcu nie była ciężka – odetchnęła z ulgą. – Wierszyka można się nauczyć dla przyjemności. Grunt, że nie dostał wujek lania jako kary.
- Tak?
- Pewnie, że tak wujku.
- Możliwe. Wierszyk nie był zbyt łatwy, przynajmniej wówczas tak uważałem.
- Pamięta go wujek?
- Oczywiście. Nie raz i nie dwa po nocach mi się śnił – roześmiał się serdecznie. - Recytowałem go i ciągle zapominałem tekstu. W tym śnie koszmarnym rzecz jasna, strof zapominałem. Mogę go panience przytoczyć – z pytającą miną spojrzał na nią.
- Pewnie. Bardzo chcę poznać karę skrzata. A te strofy, to jakieś strachy wujku?
- Ech, nie Amelko. Strofa to nic innego jak zwrotka, część wiersza.
- O! Dziękuję. Strofa to zwrotka, obym tylko zapamiętała.
- Gdy zapomnisz, to zapytaj mnie, ja chętnie wszystko panience wytłumaczę i przypomnę.
- To miłe wujku. To jaki to wierszyk? Nie mogę się doczekać – wierciła się zniecierpliwiona.
- Zatem proszę bardzo panienko. Tak brzmiała moja deklamacja, czyli mówienie wiersza.
Przygładził wąsy. Zdjął nakrycie głowy. Poprawił zmierzwione włosy. Zmarszczył czoło jakby się zastanawiał, po czym zaczął recytować.
O skrzacie lubiącym chodzić w wytwornym krawacie
Opowiem ci o skrzacie, który uwielbiał chodzić w wytwornym krawacie
A że elegant z niego był nie lada, codziennie inny krawat zakładał
W poniedziałki gdy tylko podniósł głowę z poduszki, ubierał krawat w deseń w dojrzałe rumiane gruszki
We wtorki zakładał krawat w rosnące na mchu zielonym, czerwone muchomorki
W środę, ażeby podkreślić swoją urodę, krawat przypominał kolorem jagodę
W czwartki wiązał krawat w koralowe kokardki
W piątki dnie nawiedzały burze, a zatem krawat posiadał deseń w haftowane ogrodowe pnące brunatne róże
W soboty nosił krawat pod kolor modnej na teraźniejsze czasy kapoty
W niedzielę, w głowie skrzat pomysłów miał wiele, zatem przymykał oczy i wyjmował z szafy krawat uroczy.
Zimą nosił krawaty futrzane
Jesienią śledzie rdzą i kasztanami przyozdabiane
Wiosną chadzał tam i tu w halsztuku koloru buku
W lato gorące krawatki złotem lśniły niczym słońce
Gdy za oknem deszcz padał, na poprawę humoru tęczowy krawat zakładał.
Odkąd pola przyprószył śnieg, krawat miał obrębiony na biało skrzący się brzeg.
Tak oto nasz skrzat z krawatem za pan brat.
Wciąż pod wąsem skrzat się śmiał, wszak przecudny krawat miał.
Jak na eleganta przystało ów skrzat miał krawatów niemało.
Rzeknę ci w sekrecie to, że halsztuków skrzat miał sto.
Zakończył. Pokłonił się, założył kapelusz, chwilę układał go odpowiednio. Amelka nie mogła wydusić z siebie słowa. Cały czas powtarzała coś w myślach. Wypieki pokryły uszy i nos małej słuchaczki. Chwilę mamrotała cicho pod nosem. Wreszcie odzyskała mowę.
- O… Brawo wujku! – klasnęła w dłonie. – To był wierszyk? Bardzo długi i trudny do spamiętania. Składał się z wielu strof.
- Słusznie panienko. Cóż poradzić, jakie przewinienie taka kara – rozłożył dłonie.
- Ciężka i długa to była kara do spamiętania. Ile czasu miał wujek na naukę tego wiersza?
- Dwa dni panienko, miałem na naukę.
- Tylko dwa dni? To już chyba lanie lepiej było dostać i po sprawie? – zastanawiała się.
- Co kto woli Amelko, to dla niego słuszniejsze – odparł przekornie. – Zauważ, że lania nie było w zamiarach tego, który karę wymierzał.
- Racja. Zdążył wujek przez dwa dni krótkie z nauką długiego wiersza? Podziwiam wujka… – pochwaliła.
- Dziękuję panienko. Nauczyłem się wierszyka w dwa dni. Głowa mnie bolała od intensywnego wkuwania. Oj, bolała mnie jeszcze przez kilka dni po wyuczeniu.
- Wcale się nie dziwię. Zdolny wujek jest, nie ma dwóch zdań. Gratuluję – pochwaliła.
- Dziękuję panienko.
- Właściwie to i lepiej, że wujka ta głowa bolała, a nie musiał wujek siedzieć z tym niemiłym, żarłocznym Kulfonosem.
- Pewnie. Przynajmniej ławkę mogłem dzielić z tym, kogo lubiłem.
- Racja wujku Gruszniku. Ten skrzat Kulfonos, to może był głodny, bo biedak nie miał własnych kanapek? – pożałowała kolegę.
- Kulfonos przynosił własne kanapki. Mama szykowała mu do szkoły dużo prowiantu i smakołyków. Niestety jemu zawsze jedzenia było za mało. Żarłoczny był jak mało kto, ot co.
- Ach tak wujku.
- Amelko jak myślisz, którą karę ty byś wybrała?
- Wujku Gruszniku jestem pewna, że naukę wiersza. Lepsze to, niż cały rok mieć zwędzane kanapki i ściągane notatki. Jeszcze siedzieć z takim niemiłym gburem, to nie w stylu Amelki. Co na to wszystko powiedziała mama wujka? Pewnie była bura w domu? – pytała podekscytowana.
- Baty na zadek mi się upiekły.
- Uff… - wypuściła powietrze z płuc.
- Mnie też ulżyło, gdy mnie lanie ominęło. Za to nasłuchałem się wielu nauk i mądrości co do skrzacich obyczajności i grzeczności, aż głowa mi urosła. Jakby tego było mało, mama solennie za uszy wytargała mnie, przyznaję. Dlatego teraz uszyska mam takie wielkie panienko – złapał się za mięsiste, duże ucho i potrząsnął nim śmiesznie.
- O!?
- O tak – puścił oko.
- Ach nie. Pewnie uszy same takie urosły? Mam rację wujku?– domyśliła się.
- Pewnie, że tak – roześmiał się.
- Wujku, ale dałam się nabrać, ha, ha, ha.
Przez chwilę radowali się razem, aż rozbudziła się Tulka i zaczęła szczekać, bo nie wiedziała co się dzieje. Wydedukowała, że z psa się śmieją...
© Copyright
Kroniki Skrzatów ®