-
Marbella Atabe ®
KRONIKI SKRZATÓW czyli Baśń dla dzieci i dorosłych...



Witaj

Uchylam rąbka tajemnicy i zapraszam do zapoznania się z kolejnym fragmentem III części Baśni, mam nadzieję,że się spodobają. Miłej lektury 😀




Fragment III części: "Amelka i Melafir"

brak_obslugi_ramek


...Przesyłam Wam fragment III części baśni "Kroniki skrzatów". Tytuł: "Dolina Stokrotek" 😉 Mile widziane komentarze 😊 Pozdrawiam Marbella Atabe 🧙♀️


Amelka westchnęła. Dobrze wiedziała, że gdy skrzat czegoś powiedzieć nie chce, informacji nie wyciągnie z niego żadna siła. Amelka zamyśliła się. Cisza przeciągała się. Groźne pomruki rozbrzmiały w pobliżu.

- Skrzacie Kiwaczku, coś mruczy groźnie. Jakieś zwierzę, wielkie? Słyszy skrzat? – spojrzała na niego.

- Tak słyszę, to mój pomocnik.

- Jednak pomocnik, czyli kto? – dopytywała.

- Melafir.

- Kto to?

- Zwierzak, który pomaga w dźwiganiu bali, układa górne warstwy, ot tyle.

- Nakładaniu? Skrzydła musi mieć i fruwać. Zaraz, zaraz. Jak szłyśmy, to coś krążyło nad głowami. Oczywiście – podskoczyła, a fastryga zatrzeszczała niebezpiecznie. – Smok? – wyszeptała.

- Tak panienko. Dobrze odgadłaś – odpowiedział szeptem.

- Oczywiście – mówiła podekscytowana. – Wiedziałam, że smoki istnieją. Kiedyś skrzatka Szagawarra pokazała mi Serafina, smoka księżnej Marbelli.

- Serafin jest dziecięciem Melafira – wyznał.

- O! To Melafir jest w pobliżu? Będę mogła go zobaczyć? Pokaże mi go skrzat? – niecierpliwiła się.

- Amelko pierwej rozważ, czy chcesz go obaczyć? Melafir jest dorosłym smokiem, groźnym i nie przypomina małego, miłego smoczęcia – przestrzegł.

- Och, to może, lepiej nie zawracać mu głowy? – zawahała się.

Zaglądała w oczy skrzata. Tym razem nic z nich nie odczytała. Kiwaczek twarz miał nieodgadnioną.

- Melafir pokazuje się nielicznym i tylko wówczas, gdy sam zechce – zapewnił Kiwaczek.

- Rozumiem, a jak smok nie zechce się pokazać, to co wówczas? – dociekała.

- Smok nie podejdzie. Chodź za mną Amelko – nie zważał na jej niepewność.

Gdy opuszczali szkielet domku skrzat zaskrzeczał, na co Tulka ułożyła się i pozostała wewnątrz. Przeszli przez polanę. Lekka mgła spowijała okolicę. Ogołocone z liści drzewa, czernią wyróżniały się pośród rozmytego tła. Powyginane, poskręcane konary przywodziły na myśl pokraczne duchy drzew, uśpionych, zamarłych, nieżywych. Złamana gałąź kołysała się, pomimo braku oddechu wiatru i zawodziła skrzypiąc smętnie. Amelce wydało się, że drzewo płacze, na moment przed tym, jak zostanie spalone przez smoka ziejącego ogniem. Czarne korzenie zatapiały się w miękkiej, krwistoczerwonej glebie. Powietrze przesiąknięte spalenizną, nie ukazywało niczego, co spaleniu uległo. Pośród gęstych oparów, złotawe ogniste ślepia rozbłysły i zaniknęły. Rozległ się odgłos wąchania, który nie należał do małego stworzenia. Cisza zdawała się być martwa, trwożna i nieprzyjazna. W oddali jakieś zwierzę uciekało w popłochu, tętent kopyt ucichł nagle, jakby pochwycono go w galopie. W oddali skowytała przerażona istota. Mgła gęstniała, opary rozgrzewały się. Dziewczynka odczuła gorąc palący uszy i skronie. Dreszcz przebiegł po plecach Amelki. Pożałowała, że miała zachciankę, na spełnienie której nie czuła się gotowa. Obejrzała się, ale domek z Tulką otuliła mgła, mleczna, nieprzejrzysta. Strach wzmógł odgłos walącego serca. Czuła, jak gorąc parzy dłonie. Kiwaczek zaskrzeczał. Poruszyły się zarośla. Mgła lekko zrzedła. Ciepłe opary skroplone w deszcz spadły na ziemię i wówczas go zobaczyła. Zarys ogromnego zwierzęcia, odznaczył się czernią na tle drzew.

- Amelko, załóż to na głowę – Kiwaczek wyjął nakrycie i podał dziewczynce.

- O! – okrzyk wyrwał się z piersi przerażonej dziewczynki.

Pospiesznie nasadziła czapkę na głowę, nawet nie zdążyła przyjrzeć się jej. Zwierz ryknął przeraźliwie. Łeb zwrócił ku górze i przewąchiwał powietrze, coś wznieciło w nim niepokój, mruknął donośnie. Wielki korpus ruszył w ich stronę. Z każdą postawioną przez niego łapą, ziemia podskakiwała. Smok wielki pysk zwrócił w ich stronę, na grzbiecie nastroszył kolce, ostre, niebezpieczne. Otworzył paszczę i zaryczał przeraźliwie. Amelka poczuła, jak jej serce wpada do gardła. Trzymała za dłoń Kiwaczka. Ściskała mocno, pomimo bólu jaki odczuwała w zranionej dłoni. Stróżka potu popłynęła po plecach. Odwróciła się, chciała uciec, ale skrzat pewnie trzymał jej dłoń.

Na ucieczkę było za późno.

Zwierzę okazało się ogromne. W niczym nie przypominało małego, puchatego Serafina mieszkającego w zamku. Potworny ryk rozciął powietrze, odbierając dziewczynce resztki odwagi. Melafir wypuścił słup ognia, który wzbił się w przestworza. Złote ślepia napotkały spojrzenie Amelki przerażonej i drżącej. Kontakt wzrokowy trwał moment, a jej wydało się, że przeciąga się w wieczność. Melafir wpatrywał się w dziewczynkę, smoczym beznamiętnym spojrzeniem, zimnym, zuchwałym. Wyczuł lęk małej i podniósł wargi ukazując zębiska wielkie i ostre. Czy był to smoczy zalążek uśmiechu, czy złośliwy grymas? Czy smok chciał uspokoić dziewczynkę, czy wystraszyć? Nie zdążyli się przekonać.

- Och, nie! On nas pożre! – krzyczała Amelka. – Smoczysko zeżre nas. Ratunku! Pomocy!

Zwierzę rozjuszyło się. Wpatrując się w niebo, smok zaryczał potwornie, wprawiając ziemię w wibracje. Powietrze drżało. Zwierz przemieścił się błyskawicznie, nim Amelka zdążyła pomyśleć, jak ratować się? Zatrzepotały skrzydła, potężne, niebotycznie wielkie. Melafir wzbijał się w powietrze.

- Padnij! – Kiwaczek powalił dziewczynkę na ziemię i osłonił własnym ciałem.

- A, a, a! Nie! – krzyczała.

Melafir zakrążył. Gorąc bił od cielska pokrytego czarnymi łuskami. Dziewczynka zadarła głowę, uniosła kapotę Kiwaczka, podniosła daszek czapki i ostatnie co zobaczyła, to ostre pazury tuż nad głowami, szpony kilka razy większe od jej dłoni. Smok długim ogonem ściął czubki sosnom, skrzeczał głośno, ale Amelka nie rozumiała jego mowy. Podmuch parzącego oddechu porwał w powietrze kurz i wyrwał zeschłe trawy. Trzask łamanych konarów rozległ się nad nimi. Posypały się gałęzie, połamane, poszarpane w drzazgi. Trawy dopalały się w locie i spłonęły nim ziemi dotknęły. Siwe strużki dymu rozpływały się w powietrzu. Ogniste skierki opadały i sycząc dogorywały na gruncie. Amelka nie chciała już nic widzieć. Już po nas, biedna Tulcia została sama, smoczysko ją pożre – pomyślała na koniec dziewczynka.


© Copyright

Kroniki Skrzatów ®